Jakieś trzy lata temu miałam obsesję na punkcie matowych makijaży oka, tak teraz jeśli się da, to staram się by miał chociaż minimalny akcent rozświetlenia. Jeśli jestem w drogerii, to moje spojrzenie pada na ciekawie mieniące się w miarę naturalne odcienie cieni. To nie jest tak, że moja powieka błyszczy się jak kula dyskotekowa, bo przeważnie przyciemniam matami zewnętrzne kąciki oraz załamanie powieki, natomiast tymi iskrzącymi rozświetlam ruchomą powiekę, bądź sam kącik. Dzisiejszy gadżet od Pierre Rene, zasłużył sobie na pokazania go Wam na moim blogu, bo nie jest to zwykły cień, a sypki glitter 'Loose Glitter' nr 10. Jeśli chcecie zobaczyć go w akcji oraz dowiedzieć się co o nim sądzę, to zapraszam dalej.